*XAVI*
Lena wróciła z Nurią do domu późnym wieczorem. Obie były obładowane torbami z ubraniami. Zmianę było widać gołym okiem. Wyglądały jak najlepsze przyjaciółki. Lena miała uśmiech na twarzy. Usiadły przy stole i wspólnie zjedliśmy kolację. Dziewczyny plotkowały przez cały czas i nie dopuszczały mnie do głosu. Nie miałem jak wcielić mój pomysł w życie. Kiedy Nuria poszła do kuchni po sok, postanowiłem wykorzystać okazję.
- Leno?
- Hmm? - spojrzała na mnie ukazując to, co właśnie przeżuwała.
- Zamknij buzię - zaśmiałem się - mam dla Ciebie propozycję.
- Dla mnie? Jaką? - popatrzyła z zainteresowaniem.
- Chciałabyś pójść ze mną jutro na trening? Zobaczyłabyś moją pasję, poznałabyś moich przyjaciół. Może...
Przewiercała mnie wzrokiem, więc przerwałem. To był głupi pomysł. Nie wiem dlaczego w ogóle myślałem, że się zgodzi.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęła się do mnie - o której wychodzimy jutro?
- Naprawdę chcesz iść?
- No tak. Skoro poznałam Nurię, to powinnam też Ciebie. A najlepiej mi się to uda, kiedy zobaczę Cię w Twoim naturalnym środowisku - jej uśmiech był jeszcze szerszy.
- Bądź gotowa o 10 - uśmiechnąłem się do niej.
W tamtej chwili poczułem, że nam się uda, jeszcze będziemy rodziną.
***
Jechaliśmy w milczeniu na trening. Lena patrzyła w okno. Nie przeszkadzałem jej, bo widziałem, że próbuje poradzić sobie ze strachem. W sumie to nie dziwiłem się, własnie jechała poznać dwudziestu facetów. To mogło być przerażające. Tym bardziej, że musiała sobie poradzić z wieloma rzeczami. Ale da radę. Parking pod Ciutat Esportivo był pusty. Wszyscy musieli już być w szatni. Pierwsze, co zrobiła moja siostra po wyjściu z samochodu, było zapalenie papierosa.
- Niszczysz sobie zdrowie - popatrzyłem na nią z dezaprobatą.
- Trudno.
- Tutaj się nie pali. Zgaś to - musiałem ją jakoś powstrzymać.
Popatrzyła na mnie wyzywająco, ale rzuciła papierosa na ziemię i zdeptała go.
- Zadowolony?
- Owszem, dziękuję. Gotowa?
- Nie.
- Dasz radę, idziemy -objąłem Lenę ramieniem i poszliśmy do szatni.
Już z oddali słychać było krzyki dochodzące z końca korytarza. Bałem się, że moi przyjaciele nie potraktują sytuacji poważnie, zrobią coś głupiego. Nie dałem jednak po sobie poznać mojego strachu, by Lena nie bała się jeszcze bardziej. Weszliśmy do szatni, a krzyki od razu ucichły. Wszyscy na nas spojrzeli. Na policzkach Leny pojawił się rumieniec, więc ścisnąłem ją za rękę, by dodać jej otuchy.
- Chłopaki, poznajcie moją siostrę, Lenę.
*LENA*
Wszyscy patrzyli oniemiali na mnie. Czułam się tak niezręcznie, że aby rozładować napięcie podniosłam rękę, pomachałam im i z uśmiechem przywitałam się.
- Cześć.
Moje słowa jakby wszystkich przebudziły. Zaczęli mówić jeden przez drugiego. W końcu uciszył ich jeden ze starszych zawodników.
- Ale jakim cudem? - zapytał łysy - przy okazji, Victor jestem.
Popatrzyłam na Xaviego, który uśmiechem dodał mi odwagi.
- Jestem jego przyrodnią siostrą. Dwa dni temu Xavi mnie adoptował.
- Adoptował? - tym razem głos zabrała osoba, którą nawet ja znałam, czyli Leo Messi.
- Tak. Wcześniej mieszkałam w domu dziecka w Almerii.
- To nie mieszkałaś ze swoją rodziną? - zapytał siedzący obok Victora niski mężczyzna, obok którego leżała torba z numerem '8'.
- Nie, nigdy. Z tego co wiem, to moja mam zginęła kilka lat temu.
Nastąpiła ponura cisza. Podniosłam wzrok i ujrzałam faceta z długimi włosami, który wpatrywał się we mnie natarczywie. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się promiennie.
- Carles jestem.
- Ach, więc to Ty.
- Czyli jesteś córką ojca Xaviego? - zapytał nagle opalony, ciemnowłosy, uśmiechnięty zawodnik.
Siedział bez koszulki na środku szatni i uśmiechał się do mnie promiennie. Oj, co to był za widok. Oj nie dobrze Lena, odwróć wzrok.
- Poziom Twojej inteligencji jest wprost oszałamiający Alexis - powiedział Carles.
Alexis pokazał mu język i zaczął zakładać buty.
- Ej, tu jest za poważnie - odezwał się nagle opalony piłkarz z tatuażami i dziwną fryzurą - jeszcze siostra Xaviego weźmie nas za myślicieli, co wtedy?
- Nie martw się Alves. O tobie nikt nigdy tak nie pomyślał i nie pomyśli - odpowiedział mu facet, który wyglądał identycznie jak chłopak Shakiry.
- Czy to jest...? - zapytałam się stojącego najbliżej piłkarza w międzyczasie uchylając się przed butem rzuconym przez tego, który został nazwany Alvesem i lecącym w stronę tego, którego uważałam za partnera wokalistki.
- Tak, to Pique, facet Shakiry. Ten idiota to Dani Alves, głupi, ale nie da się go nie lubić.
- Wszystko słyszałem! - krzyknął Dani i rzucił korkiem w mojego rozmówcę.
- A ja jestem Jonathan.
- Lena, miło mi Cię poznać - podałam mu rękę.
Wszyscy piłkarze wzięli przykład z Jonathana i zaczęli mi się przedstawiać. Próbowałam zapamiętać ich imiona i nikogo nie pomylić. Był Jordi, Adriano, Oier, Sergio, Alexis, łysy Victor, Leo, Pedro, Andres z 8, Alexis, Pinto, Dani, Gerard, który był facetem Shakiry, Cesc, Sergi, Martin, Jonathan, Javier, Marc, Cristian i Carles, przyjaciel mojego brata. Popatrzyłam na Xaviego. Wydawał się zadowolony z tego, co się działo. I nie tylko. Wydaje mi się, że był ze mnie dumny.
- Nie poznałaś jeszcze wszystkich - mój brat wskazał mi chłopaka siedzącego w rogu szatni.
Zamarłam. Moje serce wywinęło koziołka. Chłopak siedzący w kącie sprawił, że poczułam się tak, jak nigdy wcześniej. Był przystojny, ale to nie dlatego czułam takie przyciąganie. W głębi duszy miałam przeczucie, jakbyśmy się już wcześniej poznali, wiem, że to dziwne, ale tak po prostu było. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć i nawet nie chciałam. Poddałam się chwili i uczuciom.
Podeszłam do chłopaka i wyciągnęłam rękę.
- Cześć, Lena jestem.
Nawet na mnie nie spojrzał. Założył buty i właśnie wiązał sznurówki. Poczułam się głupio stojąc tak z wyciągniętą ręką, więc schowałam ją, ale nadal czekałam, na odpowiedź.
- Lena, idziesz z nami? - zawołał do mnie Jonathan.
- Tak tak, już - nadal nie ruszałam się z miejsca.
- Neymar - usłyszałam w końcu.
Chłopak wstał z ławki i wyszedł z szatni. Nadal stałam w miejscu. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego potraktował mnie tak chłodno, wręcz z nienawiścią. Przecież nic mu nie zrobiłam. Potrząsnęłam głową i wyszłam z szatni. Przy drzwiach czekał na nie mój brat.
- Co tu robisz?
- Czekam na Ciebie, bo jeśli masz taki sam zmysł orientacji jak ja, to było bardziej niż pewne, że się zgubisz w drodze na stadion.
Uśmiechnęłam się blado.
- Hej, wszystko w porządku? - Xavi zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
- Tak, oczywiście. Chodźmy, bo się spóźnisz.
- Mnie nie oszukasz, jeśli Ci się to nie podoba, to więcej Cię nie będę zabierał na treningi.
- Nie, to nie tak. Twoi przyjaciele są strasznie mili. I zabawni. Chętnie przyjadę tu z Tobą jeszcze raz. Oczywiście jeśli będziecie mnie tu chcieli.
- Oj na pewno. Wszyscy Cię tu polubili.'
- Naprawdę?
- Tak. Widziałem, jak zareagowali. Tylko proszę Cię o jedno, uważaj, niektórzy to prawdziwe casanowy.
- Spokojnie, nie masz się o co martwić - mówiąc to mimowolnie pomyślałam o tym Neymarze.
- To co się stało? - moje domyślenie nie umknęło Xaviemu.
- Nic, po prostu się zamyśliłam - uśmiechnęłam się - chodźmy.
Kiedy weszliśmy na stadion wszyscy już biegali dookoła boiska.
- Hernandez! 20 kółek plus 5 karnych! - wykrzyknął na nasz widok jeden z mężczyzn stojących na murawie.
- To mój trener, Gerardo Martino. Idź usiądź tam na ławce -Xavi wskazał mi ręką ławki i dołączył do kolegów.
Usiadłam i zaczęłam obserwować piłkarzy. Starałam się nazywać każdego, który mnie mijał, by zapamiętać ich imiona. Alexis za każdym razem robił dziwne miny i uśmiechał się do mnie. Był bardzo optymistycznym człowiekiem. Tuż za nim biegał Dani Alves, który spierał się o coś z Neymarem. Co chwilę zerkali na mnie. Ja też nie mogłam oderwać od nich spojrzenia. W końcu piłkarze przestali biegać i zaczęli wykonywać ćwiczenia, które przygotował dla nich trener. Młodzi piłkarze zaczęli się wygłupiać, nic sobie nie robiąc z mojego brata i Puyola, którzy próbowali ich uspokoić. W życiu bym nie pomyślała, że mój brat jest taki poważny.
- Xavi wyluzuj! - krzyknęłam do niego.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nagle Dani Alves wskoczył mu na plecy i przewrócił na murawę. Był to znak dla wszystkich, by zrobili sobie przerwę. Jonathan podszedł do mnie.
- I jak? Nie nudzisz się?
- No co ty. Bardzo mi się podoba.
- Naprawdę? To się cieszę - uśmiechnął się do mnie - Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Tylko, że nie chcę wyjść za wścibskiego czy coś.
-Spokojnie. Pytaj, o co tylko chcesz.
- Jak się z tym wszystkim czujesz? To pewnie była dla Ciebie wielka zmiana, co?
- No była. Ale to zmiana zdecydowanie na lepsze. Początkowo nie mogłam sobie ze wszystkim poradzić i zraniłam Xaviego, a on jest dla mnie taki dobry.
- Czyli nie dogadujecie się za dobrze?
- Niestety nie. Wydaje mi się, że to dlatego, że pojawił się w moim życiu, tak nagle. Ciężko mi było zrozumieć, że teraz będzie inaczej..
- Nie przejmuj się, jak komuś zależy, to potrafi wybaczyć. Wystarczy, że pokażesz, że się starasz.
- Tak uważasz?
- Ja to wiem.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi.
- Dos Santos, koniec przerwy! - dobiegł nas krzyk trenera.
- Do zobaczenia później - Jonathan dołączył do kolegów.
Piłkarze dobrali się w grupy i rozgrywali mini mecze przeciwko sobie. Nie mogłam się skupić na obserwowaniu ich. Moje myśli ciągle błądziły do tego, co powiedział mi Jonathan. Czy jeśli się zmienię, to Xavi mi wybaczy? Tak bardzo chciałam zasłużyć na jego miłość, chciałam by był ze mnie dumny. Tak wiele dla mnie poświęcił. Postanowił zmienić całe swoje dotychczasowe życie, by mi było lepiej. Cała moja wcześniejsza złość zniknęła. Teraz pozostała już tylko wdzięczność, chęć poprawy i coś, czego nie potrafiłam nazwać. Coś, co z czasem miało być miłością braterską. Kiedy tak rozmyślałam, przyszedł mi do głowy pomysł, jak przekonać Xaviego do tego, że się zmieniłam, że jestem już dobra i szczęśliwa. Miałam tak cudowny humor wywołany oglądaniem mojego brata i jego przyjaciół, gdy robili to, co kochają, że postanowiłam spotkać się z ojcem. W sumie to nie robiłam tego dla Xaviego, robiłam to dla siebie. Ten chory mężczyzna był moim ojcem. Jedyną osobą, która mi pozostała na świecie, poza bratem. Mimo całej tej złości, że mnie nie chciał, to byłam ciekawa tego, jaki on jest. Dotarło do mnie, że chciałam go poznać przed śmiercią, bo później bym tylko żałowała.
Cisza na boisku w końcu zwróciła moją uwagę. Trening się skończył.Zerwałam się przestraszona. Czyżby Xavi o mnie zapomniał i pojechał do domu? Nagle usłyszałam głośny śmiech. To Xavi z Carlesem stali na murawie i patrzyli na mnie.
- Czyżbyś myślała, że Cię tutaj zostawiłem?
- Oczywiście, że nie. A nawet jeśli by tak było, to bez problemów wróciłabym do domu.
- O, w to nie wątpię - Xavi objął mnie ramieniem - co Ty na to, żebyśmy poszli coś zjeść z Carlesem?
- Nie obraź się Carles, ale - spojrzałam na Xaviego - myślałam raczej o tym, by odwiedzić tatę w szpitalu.
Xavi zaniemówił.
- Naprawdę ?
- Tak. Jestem tu już trzeci dzień. Nie mogę pozwolić mu więcej czekać. Chcę go poznać - na twarzy mojego brata pojawił się ogromny uśmiech - może wtedy jutro, co Puyol ?
- Nie ma problemu. O ile nie będziesz miała innych planów.
- Co masz na myśli ?
- Ja ? Nic - udał głupka Puyol - Do jutra.
- Ej, co on miał na myśli ? - spytałam po jego odejściu, kiedy szliśmy do samochodu.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Kłamiesz ! - uderzyłam go w ramię.
- Chcesz mnie uszkodzić ? -zapytał z udawaną powagą Xavi - To cię będzie drogo kosztować.
- Stać mnie - Xavi uniósł pytająco brwi - W końcu wczoraj dostałam kartę kredytową. Ale zboczyłeś z tematu. Co Carles miał na myśli ?
- Dowiesz się jutro.
- No ej !
- Ja nic nie wiem. Chcesz coś zjeść przed szpitalem ?
- Nie, możemy jechać - nagle zaczęłam się bać.
***
Stałam w drzwiach sali mojego ojca i przyglądałam się mu. Czytał książkę i nie widział mnie. Byłam sama, Xavi został w samochodzie, bo nie chciał nam przeszkadzać. Chciałam uciec, bo bałam się tego spotkania z ojcem. Ale jeszcze bardziej bałam się wrócić na parking i powiedzieć bratu, że stchórzyłam. Dlatego teraz byłam tu, gdzie jestem i próbowałam zebrać się na odwagę, by wejść do sali. Ojciec wyglądał na słabego, kruchego. Choroba go nie oszczędzała. I właśnie to sprawiło, że w końcu przekroczyłam próg.
- Dzień dobry.
- Mogę ci jakoś pomóc ? - ojciec odłożył książkę na bok - Mówiłem, że nie potrzebuję, by odwiedzali mnie wolontariusze.
- Nie jestem wolontariuszem. Jestem Lena - usiadłam obok jego łóżka i rozpłakałam się.
- Lena? Moja córka?
Pokiwałam głową.
- Nie płacz kochanie - tata przytulił mnie -już jestem przy tobie. Tak bardzo Cię przepraszam.
Po raz pierwszy w życiu byłam w objęciach mojego taty. Czułam się tak cudownie i bezpiecznie, jak to sobie zawsze wyobrażałam. W tamtej chwili wybaczyłam mu wszystko. To nie był czas na trzymanie w sobie uraz. To był czas na naprawienie wszystkiego i poznanie ojca najbardziej, jak się dało. Siedziałam u taty jeszcze długo. Po godzinie na salę wpadł zaniepokojony Xavi. Chyba w życiu nie spodziewał się tego, co zobaczył. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wziął krzesło i dosiadł się do nas. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Poczułam się na swoim miejscu. I tak właśnie było. Byłam wśród swojej rodziny, która mnie kochała, którą kochałam, a tak długo na to czekałam...
~~~~
Mam nadzieję, że się podobało :)
Kolejny rozdział tutaj jakoś pod koniec następnego tygodnia.
Popatrzyłam na Xaviego, który uśmiechem dodał mi odwagi.
- Jestem jego przyrodnią siostrą. Dwa dni temu Xavi mnie adoptował.
- Adoptował? - tym razem głos zabrała osoba, którą nawet ja znałam, czyli Leo Messi.
- Tak. Wcześniej mieszkałam w domu dziecka w Almerii.
- To nie mieszkałaś ze swoją rodziną? - zapytał siedzący obok Victora niski mężczyzna, obok którego leżała torba z numerem '8'.
- Nie, nigdy. Z tego co wiem, to moja mam zginęła kilka lat temu.
Nastąpiła ponura cisza. Podniosłam wzrok i ujrzałam faceta z długimi włosami, który wpatrywał się we mnie natarczywie. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się promiennie.
- Carles jestem.
- Ach, więc to Ty.
- Czyli jesteś córką ojca Xaviego? - zapytał nagle opalony, ciemnowłosy, uśmiechnięty zawodnik.
Siedział bez koszulki na środku szatni i uśmiechał się do mnie promiennie. Oj, co to był za widok. Oj nie dobrze Lena, odwróć wzrok.
- Poziom Twojej inteligencji jest wprost oszałamiający Alexis - powiedział Carles.
Alexis pokazał mu język i zaczął zakładać buty.
- Ej, tu jest za poważnie - odezwał się nagle opalony piłkarz z tatuażami i dziwną fryzurą - jeszcze siostra Xaviego weźmie nas za myślicieli, co wtedy?
- Nie martw się Alves. O tobie nikt nigdy tak nie pomyślał i nie pomyśli - odpowiedział mu facet, który wyglądał identycznie jak chłopak Shakiry.
- Czy to jest...? - zapytałam się stojącego najbliżej piłkarza w międzyczasie uchylając się przed butem rzuconym przez tego, który został nazwany Alvesem i lecącym w stronę tego, którego uważałam za partnera wokalistki.
- Tak, to Pique, facet Shakiry. Ten idiota to Dani Alves, głupi, ale nie da się go nie lubić.
- Wszystko słyszałem! - krzyknął Dani i rzucił korkiem w mojego rozmówcę.
- A ja jestem Jonathan.
- Lena, miło mi Cię poznać - podałam mu rękę.
Wszyscy piłkarze wzięli przykład z Jonathana i zaczęli mi się przedstawiać. Próbowałam zapamiętać ich imiona i nikogo nie pomylić. Był Jordi, Adriano, Oier, Sergio, Alexis, łysy Victor, Leo, Pedro, Andres z 8, Alexis, Pinto, Dani, Gerard, który był facetem Shakiry, Cesc, Sergi, Martin, Jonathan, Javier, Marc, Cristian i Carles, przyjaciel mojego brata. Popatrzyłam na Xaviego. Wydawał się zadowolony z tego, co się działo. I nie tylko. Wydaje mi się, że był ze mnie dumny.
- Nie poznałaś jeszcze wszystkich - mój brat wskazał mi chłopaka siedzącego w rogu szatni.
Zamarłam. Moje serce wywinęło koziołka. Chłopak siedzący w kącie sprawił, że poczułam się tak, jak nigdy wcześniej. Był przystojny, ale to nie dlatego czułam takie przyciąganie. W głębi duszy miałam przeczucie, jakbyśmy się już wcześniej poznali, wiem, że to dziwne, ale tak po prostu było. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć i nawet nie chciałam. Poddałam się chwili i uczuciom.
Podeszłam do chłopaka i wyciągnęłam rękę.
- Cześć, Lena jestem.
Nawet na mnie nie spojrzał. Założył buty i właśnie wiązał sznurówki. Poczułam się głupio stojąc tak z wyciągniętą ręką, więc schowałam ją, ale nadal czekałam, na odpowiedź.
- Lena, idziesz z nami? - zawołał do mnie Jonathan.
- Tak tak, już - nadal nie ruszałam się z miejsca.
- Neymar - usłyszałam w końcu.
Chłopak wstał z ławki i wyszedł z szatni. Nadal stałam w miejscu. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego potraktował mnie tak chłodno, wręcz z nienawiścią. Przecież nic mu nie zrobiłam. Potrząsnęłam głową i wyszłam z szatni. Przy drzwiach czekał na nie mój brat.
- Co tu robisz?
- Czekam na Ciebie, bo jeśli masz taki sam zmysł orientacji jak ja, to było bardziej niż pewne, że się zgubisz w drodze na stadion.
Uśmiechnęłam się blado.
- Hej, wszystko w porządku? - Xavi zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
- Tak, oczywiście. Chodźmy, bo się spóźnisz.
- Mnie nie oszukasz, jeśli Ci się to nie podoba, to więcej Cię nie będę zabierał na treningi.
- Nie, to nie tak. Twoi przyjaciele są strasznie mili. I zabawni. Chętnie przyjadę tu z Tobą jeszcze raz. Oczywiście jeśli będziecie mnie tu chcieli.
- Oj na pewno. Wszyscy Cię tu polubili.'
- Naprawdę?
- Tak. Widziałem, jak zareagowali. Tylko proszę Cię o jedno, uważaj, niektórzy to prawdziwe casanowy.
- Spokojnie, nie masz się o co martwić - mówiąc to mimowolnie pomyślałam o tym Neymarze.
- To co się stało? - moje domyślenie nie umknęło Xaviemu.
- Nic, po prostu się zamyśliłam - uśmiechnęłam się - chodźmy.
Kiedy weszliśmy na stadion wszyscy już biegali dookoła boiska.
- Hernandez! 20 kółek plus 5 karnych! - wykrzyknął na nasz widok jeden z mężczyzn stojących na murawie.
- To mój trener, Gerardo Martino. Idź usiądź tam na ławce -Xavi wskazał mi ręką ławki i dołączył do kolegów.
Usiadłam i zaczęłam obserwować piłkarzy. Starałam się nazywać każdego, który mnie mijał, by zapamiętać ich imiona. Alexis za każdym razem robił dziwne miny i uśmiechał się do mnie. Był bardzo optymistycznym człowiekiem. Tuż za nim biegał Dani Alves, który spierał się o coś z Neymarem. Co chwilę zerkali na mnie. Ja też nie mogłam oderwać od nich spojrzenia. W końcu piłkarze przestali biegać i zaczęli wykonywać ćwiczenia, które przygotował dla nich trener. Młodzi piłkarze zaczęli się wygłupiać, nic sobie nie robiąc z mojego brata i Puyola, którzy próbowali ich uspokoić. W życiu bym nie pomyślała, że mój brat jest taki poważny.
- Xavi wyluzuj! - krzyknęłam do niego.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nagle Dani Alves wskoczył mu na plecy i przewrócił na murawę. Był to znak dla wszystkich, by zrobili sobie przerwę. Jonathan podszedł do mnie.
- I jak? Nie nudzisz się?
- No co ty. Bardzo mi się podoba.
- Naprawdę? To się cieszę - uśmiechnął się do mnie - Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Tylko, że nie chcę wyjść za wścibskiego czy coś.
-Spokojnie. Pytaj, o co tylko chcesz.
- Jak się z tym wszystkim czujesz? To pewnie była dla Ciebie wielka zmiana, co?
- No była. Ale to zmiana zdecydowanie na lepsze. Początkowo nie mogłam sobie ze wszystkim poradzić i zraniłam Xaviego, a on jest dla mnie taki dobry.
- Czyli nie dogadujecie się za dobrze?
- Niestety nie. Wydaje mi się, że to dlatego, że pojawił się w moim życiu, tak nagle. Ciężko mi było zrozumieć, że teraz będzie inaczej..
- Nie przejmuj się, jak komuś zależy, to potrafi wybaczyć. Wystarczy, że pokażesz, że się starasz.
- Tak uważasz?
- Ja to wiem.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi.
- Dos Santos, koniec przerwy! - dobiegł nas krzyk trenera.
- Do zobaczenia później - Jonathan dołączył do kolegów.
Piłkarze dobrali się w grupy i rozgrywali mini mecze przeciwko sobie. Nie mogłam się skupić na obserwowaniu ich. Moje myśli ciągle błądziły do tego, co powiedział mi Jonathan. Czy jeśli się zmienię, to Xavi mi wybaczy? Tak bardzo chciałam zasłużyć na jego miłość, chciałam by był ze mnie dumny. Tak wiele dla mnie poświęcił. Postanowił zmienić całe swoje dotychczasowe życie, by mi było lepiej. Cała moja wcześniejsza złość zniknęła. Teraz pozostała już tylko wdzięczność, chęć poprawy i coś, czego nie potrafiłam nazwać. Coś, co z czasem miało być miłością braterską. Kiedy tak rozmyślałam, przyszedł mi do głowy pomysł, jak przekonać Xaviego do tego, że się zmieniłam, że jestem już dobra i szczęśliwa. Miałam tak cudowny humor wywołany oglądaniem mojego brata i jego przyjaciół, gdy robili to, co kochają, że postanowiłam spotkać się z ojcem. W sumie to nie robiłam tego dla Xaviego, robiłam to dla siebie. Ten chory mężczyzna był moim ojcem. Jedyną osobą, która mi pozostała na świecie, poza bratem. Mimo całej tej złości, że mnie nie chciał, to byłam ciekawa tego, jaki on jest. Dotarło do mnie, że chciałam go poznać przed śmiercią, bo później bym tylko żałowała.
Cisza na boisku w końcu zwróciła moją uwagę. Trening się skończył.Zerwałam się przestraszona. Czyżby Xavi o mnie zapomniał i pojechał do domu? Nagle usłyszałam głośny śmiech. To Xavi z Carlesem stali na murawie i patrzyli na mnie.
- Czyżbyś myślała, że Cię tutaj zostawiłem?
- Oczywiście, że nie. A nawet jeśli by tak było, to bez problemów wróciłabym do domu.
- O, w to nie wątpię - Xavi objął mnie ramieniem - co Ty na to, żebyśmy poszli coś zjeść z Carlesem?
- Nie obraź się Carles, ale - spojrzałam na Xaviego - myślałam raczej o tym, by odwiedzić tatę w szpitalu.
Xavi zaniemówił.
- Naprawdę ?
- Tak. Jestem tu już trzeci dzień. Nie mogę pozwolić mu więcej czekać. Chcę go poznać - na twarzy mojego brata pojawił się ogromny uśmiech - może wtedy jutro, co Puyol ?
- Nie ma problemu. O ile nie będziesz miała innych planów.
- Co masz na myśli ?
- Ja ? Nic - udał głupka Puyol - Do jutra.
- Ej, co on miał na myśli ? - spytałam po jego odejściu, kiedy szliśmy do samochodu.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Kłamiesz ! - uderzyłam go w ramię.
- Chcesz mnie uszkodzić ? -zapytał z udawaną powagą Xavi - To cię będzie drogo kosztować.
- Stać mnie - Xavi uniósł pytająco brwi - W końcu wczoraj dostałam kartę kredytową. Ale zboczyłeś z tematu. Co Carles miał na myśli ?
- Dowiesz się jutro.
- No ej !
- Ja nic nie wiem. Chcesz coś zjeść przed szpitalem ?
- Nie, możemy jechać - nagle zaczęłam się bać.
***
Stałam w drzwiach sali mojego ojca i przyglądałam się mu. Czytał książkę i nie widział mnie. Byłam sama, Xavi został w samochodzie, bo nie chciał nam przeszkadzać. Chciałam uciec, bo bałam się tego spotkania z ojcem. Ale jeszcze bardziej bałam się wrócić na parking i powiedzieć bratu, że stchórzyłam. Dlatego teraz byłam tu, gdzie jestem i próbowałam zebrać się na odwagę, by wejść do sali. Ojciec wyglądał na słabego, kruchego. Choroba go nie oszczędzała. I właśnie to sprawiło, że w końcu przekroczyłam próg.
- Dzień dobry.
- Mogę ci jakoś pomóc ? - ojciec odłożył książkę na bok - Mówiłem, że nie potrzebuję, by odwiedzali mnie wolontariusze.
- Nie jestem wolontariuszem. Jestem Lena - usiadłam obok jego łóżka i rozpłakałam się.
- Lena? Moja córka?
Pokiwałam głową.
- Nie płacz kochanie - tata przytulił mnie -już jestem przy tobie. Tak bardzo Cię przepraszam.
Po raz pierwszy w życiu byłam w objęciach mojego taty. Czułam się tak cudownie i bezpiecznie, jak to sobie zawsze wyobrażałam. W tamtej chwili wybaczyłam mu wszystko. To nie był czas na trzymanie w sobie uraz. To był czas na naprawienie wszystkiego i poznanie ojca najbardziej, jak się dało. Siedziałam u taty jeszcze długo. Po godzinie na salę wpadł zaniepokojony Xavi. Chyba w życiu nie spodziewał się tego, co zobaczył. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wziął krzesło i dosiadł się do nas. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Poczułam się na swoim miejscu. I tak właśnie było. Byłam wśród swojej rodziny, która mnie kochała, którą kochałam, a tak długo na to czekałam...
~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Mam nadzieję, że się podobało :)
Kolejny rozdział tutaj jakoś pod koniec następnego tygodnia.