wtorek, 29 października 2013

Rozdział 4 - Wystarczy, że pokażesz, że się starasz

*XAVI*

Lena wróciła z Nurią do domu późnym wieczorem. Obie były obładowane torbami z ubraniami. Zmianę było widać gołym okiem. Wyglądały jak najlepsze przyjaciółki. Lena miała uśmiech na twarzy. Usiadły przy stole i wspólnie zjedliśmy kolację. Dziewczyny plotkowały przez cały czas i nie dopuszczały mnie do głosu. Nie miałem jak wcielić mój pomysł w życie. Kiedy Nuria poszła do kuchni po sok, postanowiłem wykorzystać okazję.
- Leno?
- Hmm? - spojrzała na mnie ukazując to, co właśnie przeżuwała.
- Zamknij buzię - zaśmiałem się - mam dla Ciebie propozycję.
- Dla mnie? Jaką? - popatrzyła z zainteresowaniem. 
- Chciałabyś pójść ze mną jutro na trening? Zobaczyłabyś moją pasję, poznałabyś moich przyjaciół. Może...

Przewiercała mnie wzrokiem, więc przerwałem. To był głupi pomysł. Nie wiem dlaczego w ogóle myślałem, że się zgodzi.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęła się do mnie - o której wychodzimy jutro?
- Naprawdę chcesz iść?
- No tak. Skoro poznałam Nurię, to powinnam też Ciebie. A najlepiej mi się to uda, kiedy zobaczę Cię w Twoim naturalnym środowisku - jej uśmiech był jeszcze szerszy.
- Bądź gotowa o 10 - uśmiechnąłem się do niej.
W tamtej chwili poczułem, że nam się uda, jeszcze będziemy rodziną.

***

Jechaliśmy w milczeniu na trening. Lena patrzyła w okno. Nie przeszkadzałem jej, bo widziałem, że próbuje poradzić sobie ze strachem. W sumie to nie dziwiłem się, własnie jechała poznać dwudziestu facetów. To mogło być przerażające. Tym bardziej, że musiała sobie poradzić z wieloma rzeczami. Ale da radę. Parking pod Ciutat Esportivo był pusty. Wszyscy musieli już być w szatni. Pierwsze, co zrobiła moja siostra po wyjściu z samochodu, było zapalenie papierosa.
- Niszczysz sobie zdrowie - popatrzyłem na nią z dezaprobatą.
- Trudno.
- Tutaj się nie pali. Zgaś to - musiałem ją jakoś powstrzymać.
Popatrzyła na mnie wyzywająco, ale rzuciła papierosa na ziemię i zdeptała go.
- Zadowolony?
- Owszem, dziękuję. Gotowa?
- Nie.
- Dasz radę, idziemy -objąłem Lenę ramieniem i poszliśmy do szatni.
Już z oddali słychać było krzyki dochodzące z końca korytarza. Bałem się, że moi przyjaciele nie potraktują sytuacji poważnie, zrobią coś głupiego. Nie dałem jednak po sobie poznać mojego strachu, by Lena nie bała się jeszcze bardziej. Weszliśmy do szatni, a krzyki od razu ucichły. Wszyscy na nas spojrzeli. Na policzkach Leny pojawił się rumieniec, więc ścisnąłem ją za rękę, by dodać jej otuchy.
- Chłopaki, poznajcie moją siostrę, Lenę.

*LENA*

Wszyscy patrzyli oniemiali na mnie. Czułam się tak niezręcznie, że aby rozładować napięcie podniosłam rękę, pomachałam im i z uśmiechem przywitałam się.
- Cześć.
Moje słowa jakby wszystkich przebudziły. Zaczęli mówić jeden przez drugiego. W końcu uciszył ich jeden ze starszych zawodników.
- Ale jakim cudem? - zapytał łysy - przy okazji, Victor jestem.
Popatrzyłam na Xaviego, który uśmiechem dodał mi odwagi.
- Jestem jego przyrodnią siostrą. Dwa dni temu Xavi mnie adoptował.
- Adoptował? - tym razem głos zabrała osoba, którą nawet ja znałam, czyli Leo Messi.
- Tak. Wcześniej mieszkałam w domu dziecka w Almerii.
- To nie mieszkałaś ze swoją rodziną? - zapytał siedzący obok Victora niski mężczyzna, obok którego leżała torba z numerem '8'.
- Nie, nigdy. Z tego co wiem, to moja mam zginęła kilka lat temu.
Nastąpiła ponura cisza. Podniosłam wzrok i ujrzałam faceta z długimi włosami, który wpatrywał się we mnie natarczywie. Gdy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się promiennie.
- Carles jestem.
- Ach, więc to Ty.
- Czyli jesteś córką ojca Xaviego? - zapytał nagle opalony, ciemnowłosy, uśmiechnięty zawodnik.
Siedział bez koszulki na środku szatni i uśmiechał się do mnie promiennie. Oj, co to był za widok. Oj nie dobrze Lena, odwróć wzrok.
- Poziom Twojej inteligencji jest wprost oszałamiający Alexis - powiedział Carles.
Alexis pokazał mu język i zaczął zakładać buty.
- Ej, tu jest za poważnie - odezwał się nagle opalony piłkarz z tatuażami i dziwną fryzurą - jeszcze siostra Xaviego weźmie nas za myślicieli, co wtedy?
- Nie martw się Alves. O tobie nikt nigdy tak nie pomyślał i nie pomyśli - odpowiedział mu facet, który wyglądał identycznie jak chłopak Shakiry.
- Czy to jest...? - zapytałam się stojącego najbliżej piłkarza w międzyczasie uchylając się przed butem rzuconym przez tego, który został nazwany Alvesem i lecącym w stronę tego, którego uważałam za partnera wokalistki.
- Tak, to Pique, facet Shakiry. Ten idiota to Dani Alves, głupi, ale nie da się go nie lubić.
- Wszystko słyszałem! - krzyknął Dani i rzucił korkiem w mojego rozmówcę.
- A ja jestem Jonathan.
- Lena, miło mi Cię poznać - podałam mu rękę.
Wszyscy piłkarze wzięli przykład z Jonathana i zaczęli mi się przedstawiać. Próbowałam zapamiętać ich imiona i nikogo nie pomylić. Był Jordi, Adriano, Oier, Sergio, Alexis, łysy Victor, Leo, Pedro, Andres z 8, Alexis, Pinto, Dani, Gerard, który był facetem Shakiry, Cesc, Sergi, Martin, Jonathan, Javier, Marc, Cristian i Carles, przyjaciel mojego brata. Popatrzyłam na Xaviego. Wydawał się zadowolony z tego, co się działo. I nie tylko. Wydaje mi się, że był ze mnie dumny.
- Nie poznałaś jeszcze wszystkich - mój brat wskazał mi chłopaka siedzącego w rogu szatni.
Zamarłam. Moje serce wywinęło koziołka. Chłopak siedzący w kącie sprawił, że poczułam się tak, jak nigdy wcześniej. Był przystojny, ale to nie dlatego czułam takie przyciąganie. W głębi duszy miałam przeczucie, jakbyśmy się już wcześniej poznali, wiem, że to dziwne, ale tak po prostu było. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć i nawet nie chciałam. Poddałam się chwili i uczuciom.
Podeszłam do chłopaka i wyciągnęłam rękę.
- Cześć, Lena jestem.
Nawet na mnie nie spojrzał. Założył buty i właśnie wiązał sznurówki. Poczułam się głupio stojąc tak z wyciągniętą ręką, więc schowałam ją, ale nadal czekałam, na odpowiedź.
- Lena, idziesz z nami? - zawołał do mnie Jonathan.
- Tak tak, już - nadal nie ruszałam się z miejsca.
- Neymar - usłyszałam w końcu.
Chłopak wstał z ławki i wyszedł z szatni. Nadal stałam w miejscu. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego potraktował mnie tak chłodno, wręcz z nienawiścią. Przecież nic mu nie zrobiłam. Potrząsnęłam głową i wyszłam z szatni. Przy drzwiach czekał na nie mój brat.
- Co tu robisz?
- Czekam na Ciebie, bo jeśli masz taki sam zmysł orientacji jak ja, to było bardziej niż pewne, że się zgubisz w drodze na stadion.
Uśmiechnęłam się blado.
- Hej, wszystko w porządku? - Xavi zatrzymał się i spojrzał mi w oczy.
- Tak, oczywiście. Chodźmy, bo się spóźnisz.
- Mnie nie oszukasz, jeśli Ci się to nie podoba, to więcej Cię nie będę zabierał na treningi.
- Nie, to nie tak. Twoi przyjaciele są strasznie mili. I zabawni. Chętnie przyjadę tu z Tobą jeszcze raz. Oczywiście jeśli będziecie mnie tu chcieli.
- Oj na pewno. Wszyscy Cię tu polubili.'
- Naprawdę?
- Tak. Widziałem, jak zareagowali. Tylko proszę Cię o jedno, uważaj, niektórzy to prawdziwe casanowy.
- Spokojnie, nie masz się o co martwić - mówiąc to mimowolnie pomyślałam o tym Neymarze.
- To co się stało? - moje domyślenie nie umknęło Xaviemu.
- Nic, po prostu się zamyśliłam - uśmiechnęłam się - chodźmy.
Kiedy weszliśmy na stadion wszyscy już biegali dookoła boiska.
- Hernandez! 20 kółek plus 5 karnych! - wykrzyknął na nasz widok jeden z mężczyzn stojących na murawie.
- To mój trener, Gerardo Martino. Idź usiądź tam na ławce -Xavi wskazał mi ręką ławki i dołączył do kolegów.
Usiadłam i zaczęłam obserwować piłkarzy. Starałam się nazywać każdego, który mnie mijał, by zapamiętać ich imiona. Alexis za każdym razem robił dziwne miny i uśmiechał się do mnie. Był bardzo optymistycznym człowiekiem. Tuż za nim biegał Dani Alves, który spierał się o coś z Neymarem. Co chwilę zerkali na mnie. Ja też nie mogłam oderwać od nich spojrzenia. W końcu piłkarze przestali biegać i zaczęli wykonywać ćwiczenia, które przygotował dla nich trener. Młodzi piłkarze zaczęli się wygłupiać, nic sobie nie robiąc z mojego brata i Puyola, którzy próbowali ich uspokoić. W życiu bym nie pomyślała, że mój brat jest taki poważny.
- Xavi wyluzuj! - krzyknęłam do niego.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nagle Dani Alves wskoczył mu na plecy i przewrócił na murawę. Był to znak dla wszystkich, by zrobili sobie przerwę. Jonathan podszedł do mnie.
- I jak? Nie nudzisz się?
- No co ty. Bardzo mi się podoba.
- Naprawdę? To się cieszę - uśmiechnął się do mnie - Mogę Cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Tylko, że nie chcę wyjść za wścibskiego czy coś.
-Spokojnie. Pytaj, o co tylko chcesz.
- Jak się z tym wszystkim czujesz? To pewnie była dla Ciebie wielka zmiana, co?
- No była. Ale to zmiana zdecydowanie na lepsze. Początkowo nie mogłam sobie ze wszystkim poradzić i zraniłam Xaviego, a on jest dla mnie taki dobry.
- Czyli nie dogadujecie się za dobrze?
- Niestety nie. Wydaje mi się, że to dlatego, że pojawił się w moim życiu, tak nagle. Ciężko mi było zrozumieć, że teraz będzie inaczej..
- Nie przejmuj się, jak komuś zależy, to potrafi wybaczyć. Wystarczy, że pokażesz, że się starasz.
- Tak uważasz?
- Ja to wiem.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi.
- Dos Santos, koniec przerwy! - dobiegł nas krzyk trenera.
- Do zobaczenia później - Jonathan dołączył do kolegów.
Piłkarze dobrali się w grupy i rozgrywali mini mecze przeciwko sobie. Nie mogłam się skupić na obserwowaniu ich. Moje myśli ciągle błądziły do tego, co powiedział mi Jonathan. Czy jeśli się zmienię, to Xavi mi wybaczy? Tak bardzo chciałam zasłużyć na jego miłość, chciałam by był ze mnie dumny. Tak wiele dla mnie poświęcił. Postanowił zmienić całe swoje dotychczasowe życie, by mi było lepiej. Cała moja wcześniejsza złość zniknęła. Teraz pozostała już tylko wdzięczność, chęć poprawy i coś, czego nie potrafiłam nazwać. Coś, co z czasem miało być miłością braterską. Kiedy tak rozmyślałam, przyszedł mi do głowy pomysł, jak przekonać Xaviego do tego, że się zmieniłam, że jestem już dobra i szczęśliwa. Miałam tak cudowny humor wywołany oglądaniem mojego brata i jego przyjaciół, gdy robili to, co kochają, że postanowiłam spotkać się z ojcem. W sumie to nie robiłam tego dla Xaviego, robiłam to dla siebie. Ten chory mężczyzna był moim ojcem. Jedyną osobą, która mi pozostała na świecie, poza bratem. Mimo całej tej złości, że mnie nie chciał, to byłam ciekawa tego, jaki on jest. Dotarło do mnie, że chciałam go poznać przed śmiercią, bo później bym tylko żałowała.
Cisza na boisku w końcu zwróciła moją uwagę. Trening się skończył.Zerwałam się przestraszona. Czyżby Xavi o mnie zapomniał i pojechał do domu? Nagle usłyszałam głośny śmiech. To Xavi z Carlesem stali na murawie i patrzyli na mnie.
- Czyżbyś myślała, że Cię tutaj zostawiłem?
- Oczywiście, że nie. A nawet jeśli by tak było, to bez problemów wróciłabym do domu.
- O, w to nie wątpię - Xavi objął mnie ramieniem - co Ty na to, żebyśmy poszli coś zjeść z Carlesem?
- Nie obraź się Carles, ale - spojrzałam na Xaviego - myślałam raczej o tym, by odwiedzić tatę w szpitalu.
Xavi zaniemówił.
- Naprawdę ?
- Tak. Jestem tu już trzeci dzień. Nie mogę pozwolić mu więcej czekać. Chcę go poznać - na twarzy mojego brata pojawił się ogromny uśmiech - może wtedy jutro, co Puyol ?
- Nie ma problemu. O ile nie będziesz miała innych planów.
- Co masz na myśli ?
- Ja ? Nic - udał głupka Puyol - Do jutra.
- Ej, co on miał na myśli ? - spytałam po jego odejściu, kiedy szliśmy do samochodu.
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Kłamiesz ! - uderzyłam go w ramię.
- Chcesz mnie uszkodzić ? -zapytał z udawaną powagą Xavi - To cię będzie drogo kosztować.
- Stać mnie - Xavi uniósł pytająco brwi - W końcu wczoraj dostałam kartę kredytową. Ale zboczyłeś z tematu. Co Carles miał na myśli ?
- Dowiesz się jutro.
- No ej !
- Ja nic nie wiem. Chcesz coś zjeść przed szpitalem ?
- Nie, możemy jechać - nagle zaczęłam się bać.

***

Stałam w drzwiach sali mojego ojca i przyglądałam się mu. Czytał książkę i nie widział mnie. Byłam sama, Xavi został w samochodzie, bo nie chciał nam przeszkadzać. Chciałam uciec, bo bałam się tego spotkania z ojcem. Ale jeszcze bardziej bałam się wrócić na parking i powiedzieć bratu, że stchórzyłam. Dlatego teraz byłam tu, gdzie jestem i próbowałam zebrać się na odwagę, by wejść do sali. Ojciec wyglądał na słabego, kruchego. Choroba go nie oszczędzała. I właśnie to sprawiło, że w końcu przekroczyłam próg.
- Dzień dobry.
- Mogę ci jakoś pomóc ? - ojciec odłożył książkę na bok - Mówiłem, że nie potrzebuję, by odwiedzali mnie wolontariusze.
- Nie jestem wolontariuszem. Jestem Lena - usiadłam obok jego łóżka i rozpłakałam się.
- Lena? Moja córka?
Pokiwałam głową.
- Nie płacz kochanie - tata przytulił mnie -już jestem przy tobie. Tak bardzo Cię przepraszam.
Po raz pierwszy w życiu byłam w objęciach mojego taty. Czułam się tak cudownie i bezpiecznie, jak to sobie zawsze wyobrażałam. W tamtej chwili wybaczyłam mu wszystko. To nie był czas na trzymanie w sobie uraz. To był czas na naprawienie wszystkiego i poznanie ojca najbardziej, jak się dało. Siedziałam u taty jeszcze długo. Po godzinie na salę wpadł zaniepokojony Xavi. Chyba w życiu nie spodziewał się tego, co zobaczył. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Wziął krzesło i dosiadł się do nas. Rozmawialiśmy jeszcze długo. Poczułam się na swoim miejscu. I tak właśnie było. Byłam wśród swojej rodziny, która mnie kochała, którą kochałam, a tak długo na to czekałam...






~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 

Mam nadzieję, że się podobało :)
Kolejny rozdział tutaj jakoś pod koniec następnego tygodnia.



piątek, 18 października 2013

Rozdział 3 - To były problemy rodzinne

~tydzień później~

Minął tydzień od meczu, który miał zmienić moje stosunki z Leną. Nie odezwała się do mnie mimo tych wszystkich rzeczy, które zrobiłem. Wiem,że powinienem być smutny z tego powodu, ale nie byłem.
Nie byłem tylko z jednego powodu. Złożyłem wniosek o adopcję. I tak, jak przypuszczałem sławne nazwisko pomogło. W tydzień udało mi się załatwić wszystkie formalności. Miałem nadzieję, że fakt, że Lena nie będzie musiała już dłużej mieszkać w Almerii sprawi, że wybaczy mi choć trochę. Liczyłem, że z czasem uda nam się naprawić stosunki. Razem z Nurią baliśmy się trochę tego, czy sobie poradzimy, ale Carles był cały czas przy nas i przekonywał, że wszystkie będzie dobrze. Jeden z pokoi w domu przeznaczyliśmy na pokój dla Leny. Nuria chciała urządzić go po swojemu, ale wiedziałem, że taki dziewczęcy pokój, więc ostatecznie zdecydowaliśmy, że pozostawimy mojej siostrze wolną rękę i kartkę kredytową.
Lena nic nie wiedziała o tym, że chcieliśmy ją zaadoptować. Chciałem zrobić jej niespodziankę. Pojechałem po nią sam. Poprosiłem dyrektorkę by nic jej nie mówiła. Po załatwieniu ostatnich formalności czekałem na Lenę w jej pokoju. Powróciły wspomnienia naszego pierwszego spotkania. Znowu poczułem te wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina. Potrząsnąłem głową, nie czas teraz na użalanie się nad sobą. To czas, by wszystko naprawić.

*LENA*

Wracałam do domu po spotkaniu z przyjaciółkami. Zaśmiałam się. Nie, to nie był dom. To było wariatkowo. Pełne krzyczących bachorów, osób takich jak ja - niechcianych i odrzuconych. Już dawno pogodziłam się z tym, że nie chcieli mnie rodzice. Teraz bolało mnie coś innego. Nowo odnaleziony brat. Myślałam, że naprawdę chce, bym była częścią jego rodziny, ale nie, on tylko udawał. W moim oczach pojawiły się łzy. Weź się w garść Hernandez przechodziłaś już gorsze rzeczy. Mimo to łzy nadal nie przestały lecieć. Byłam na siebie wściekła za to, że przez chwilę myślałam, że będę mieć rodzinę i że nie mogłam zapomnieć tego szczęścia, jakie wtedy poczułam. Przeszłam szybkim krokiem przez hol domu dziecka i skierowałam się do mojego pokoju. Chciałam wypłakać się w samotności. Nie było mi to jednak dane. Na moim łóżku siedział nie kto inny, jak mój cudowny braciszek, powód moich łez.
- Czego tutaj szukasz?
- Musimy porozmawiać - uśmiechnął się do mnie.
- Czy ja podczas naszego ostatniego spotkania nie powiedziałam Ci, że nie chcę Cię widzieć? - skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na Xaviego.
- No tak - w jego oczach widziałam niepewność, co tylko dodało mi odwagi.
- Nic się nie zmieniło. Wyjdź z mojego pokoju. I żebyś nie zapomniał, nie chcę Cię widzieć.
Xavi westchnął, podniósł się i ruszył w stronę drzwi. Trzymając już za klamkę spojrzał na mnie i szepnął:
- To będzie trochę trudne. Zaadoptowałem Cię - po czym wyszedł.
Zamarłam. Kiedy to, co mi powiedział do mnie dotarło, wybiegłam za nim z krzykiem:
-Xavi, poczekaj!
Dogoniłam go dopiero przy drzwiach wyjściowych.
- Czekaj, co Ty powiedziałeś?
- Wydaje mi się, że dobrze usłyszałaś.
Jego zachowanie zaskoczyło mnie.
- Ale dlaczego?
- Bo jesteś moją siostrą. Ale to było bez sensu. Cześć.
- Nie, poczekaj. Myślę, że będziemy mogli porozmawiać - pociągnęłam go do swojego pokoju.
Nie wierzyłam w to, co się właśnie działo. Miałam mieć rodzinę. A potem ta cała euforia ze mnie wyparowała. Miałam mieszkać z kimś, kto mnie tak mocno zranił, kto mnie oszukał. I na nowo powróciła do mnie ta cała złość.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo nie mogłem pozwolić Ci mieszkać tutaj, tu jest tak strasznie. A Ty jesteś moją siostrą.
- Słyszałeś siebie? "Tu jest tak strasznie" -zaśmiałam się szyderczo - Co ludzie powiedzą, jak się dowiedzą ?Byłbyś skończony. Dlatego i tylko dlatego teraz robisz to, co robisz. Wcześniej się mną nie interesowałeś.
Na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości.
- Bo to Tobie nie wiedziałem! Czy Ty to w końcu zrozumiesz ?! - wykrzyknął - w życiu nie zrobiłbym nic pod media. Zaadoptowałem Cię, bo nie mogę patrzeć na to, jak tutaj cierpisz. Jesteś moją siostrą, jesteś dla mnie ważna.
- Skoro jestem dla Ciebie taka ważna, to spełnij moją wolę.
- Nie mogę. Jestem za ciebie odpowiedzialny.
- Nie chcę tego, radzę sobie sama.
- Doprawdy ? To wytłumacz mi dlaczego musisz tu siedzieć jeszcze przez trzy lata ?
Au, zabolało. Miał cholerną rację Ale nie potrzebowałam jego pomocy. Fakt, dzięki niemu mogłam się wyrwać z bidula, ale nie chciałam. Wolałam już tu zostać, niż mu za coś dziękować.
- Ponieważ narozrabiałam, nic Ci do tego.
- Czy Ty naprawdę nie rozumiesz, że chcę Ci pomóc?!
W moim oczach pojawiły się łzy bezsilności, potrzebowałam jego pomocy. Dotarło to do mnie z całą mocą. Bez niego utknę tutaj, w Almerii, bo już na zawsze pozostanie przy mnie łatka "tej z domu dziecko, co była w poprawczaku".Nie pozbędą się tego nigdy. Xavi chciał mi pomóc, chciał mi dać nową, lepszą przyszłość. Chciałam mu za to tak bardzo podziękować. Podziękować też za to, że w jego oczach widziałam miłość, miłość do mnie. Za to, że wytrzymywał ze mną. Ale z drugiej strony był fakt, że mnie oszukał, że przyjechał tutaj, by zadowolić ojca. Skąd mogłam wiedzieć, czy to wszystko, co mówił, jest prawdą? Czułam strach przed ponownym zranieniem, zaufaniem mu. I właśnie to uczucie sprawiało, że zamykałam się w sobie, w swoim kokonie suki i nie dopuszczałam go do siebie.
- Zupełnie Cię nie rozumiem. - Xavi podszedł do mnie i chciał przytulić - ale to nic, wszystkie będzie dobrze Leno.
Wysunęłam się z jego ramion i usiadłam na parapecie. Na jego twarzy malował się smutek.
- Nie chcę żyć w kłótni. Nie na tym polega rodzina. Ale to od Ciebie zależy, jak będą wyglądać nasze relacje.
Popatrzył na mnie z oczekiwaniem i nadzieją w oczach. Ale ja nie potrafiłam przezwyciężyć swoich obaw. Zamiast tego zapaliłam papierosa. Xavi skierował się do wyjścia.
- Samolot mamy jutro o 18, Przyjadę po Ciebie o 15:30. Chciałbym, abyś do tego czasu była już spakowana.
Po tych słowach wyszedł. A mnie zalała tak ogromna fala bólu, jaką widziałam w jego oczach.

***
 ~dzień później~
*XAVI*

Od wczoraj męczyły mnie wyrzuty sumienia za to jak potraktowałem Lenę. Ale już po prostu nie wytrzymałem nerwowo. Ja rozumiem, że ona przeszła wiele i że ją zraniłem, ale ileż można. Musiałem jej pokazać, że nie tylko ona potrafi się wkurzyć i myślę, że zrozumiała. Może nie na tyle, by mi wybaczyć. Ale zobaczyła, że naprawdę chcę jej pomóc. A to już coś. Widziałem w jej oczach to, jak się łamie. Wybrać wściekłość, czy może jednak potraktować mnie jak rodzinę. Wybrała to pierwsze. Widocznie, wspomnienie tego, co jej zrobiłem, nadal jest bardzo bolesne. Ale zawahała się. A to daje mi nadzieję, że z czasem wszystko się ułoży.
Mimo moich wielkich chęci, nie potrafiłem traktować jej tak serdecznie, jak wcześniej. Chciałem ją jakoś ukarać. Ale na Lenie nie wywarło to żadnego wrażenia. I tak nie miała zamiaru się do mnie odzywać. Widziałem żal w jej oczach, ale sama wybrała to, jak wyglądają nasze stosunki. Martwiła mnie jeszcze sytuacja ojca. Z każdym dniem było z nim coraz gorzej. Choroba postępowała coraz bardziej. Tata trzymał się jeszcze tylko dlatego, że dałem mu nadzieję na spotkanie z córką. Nadzieję, która z każdą chwilą słabła. Lena przy wejściu do samolotu oznajmiła, że nadal mnie nienawidzi i nie spotka się z ojcem. Mówiąc to, widziałem w jej oczach niezdecydowanie. Dało mi to wiarę, że jeszcze będziemy rodziną. Nie poddam się, nie tak zostałem wychowany...

*LENA*

Xavi przez całą drogę traktował mnie z rezerwą. Nie dziwię mu się. Nie zasługiwałam na więcej. Nie po tym, jak go potraktowałam. Tak bardzo chciałam mu podziękować za wszystko, co dla mnie zrobił, ale nie potrafiłam. Nie udało mi się to nawet wtedy, gdy zobaczyłam swój pokój i poznałam Nurię, jego żonę, która tak bardzo starała się, bym poczuła się dobrze w ich domu. Nienawidziłam się za to. Tak bardzo chciałam się zmienić. Pierwszego wieczoru po przyjeździe pozostawili mnie samą. Ale teraz, rano, następnego dnia, przyszedł czas na konfrontację.
Siedzieliśmy w milczeniu przy śniadaniu. Nagle Nuria uśmiechnęła się do mnie serdecznie.
- Leno, masz może ochotę na babski dzień ?
- Mówisz poważnie? - spojrzałam na nią zaskoczona.
No pewnie. Kosmetyczka, zakupy, co wolisz...
Zaskoczyło mnie to, jak przyjaźnie była do mnie nastawiona.
- Wybieraj, ja stawiam - Xavi uśmiechnął się do mnie, - później nie będzie już takiej okazji.
- W takim razie wybieram zakupy.
- Wspaniale! - Nuria klasnęła w ręce.

A ja poczułam się nagle częścią czegoś większego. Już nie było między nami tej nienawiści, tej przepaści. Takie zwykłe uśmiechy, a naprawiły tak wiele.

***

Nuria zabrała mnie do najmodniejszych butików w Barcelonie. Pozwoliła mi wybrać wszystko, co tylko
zapragnęłam. Jeszcze nigdy nie widziałam tak cudownych ubrań, które mogły należeć do mnie. Ale nie to było najważniejsze. Liczył się fakt, że spędziłyśmy czas razem. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się jak prawdziwie przyjaciółki. Czułam się jakby jej naprawdę na mnie zależało. I chyba tak było. Moje serce za jej sprawą zaczęło odtajać. Jej dobroć, serdeczny uśmiech sprawiły, że chciałam być godna tego, co dla mnie zrobili. Chciałam im jakoś podziękować. Doszłam do wniosku, że najbardziej ucieszą się z tego, jak się zmienię. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale się nie poddam, nie miałam tego w zwyczaju...

*XAVI*

- No stary, jak tam? - Carles zaczepił mnie po treningu.
- Przyjechaliśmy wczoraj.
- I?
- I nic, dzisiaj jedliśmy razem śniadanie.
Carles złapał mnie za ramię.
- Czy Ty masz zamiar powiedzieć mi coś konkretnego?
Nie miałem, nie chciałem przyznawać się mu do porażki. Do tego, jak najczęściej traktuje mnie Lena. Dzisiaj przy śniadaniu było dobrze, ale skąd mogę wiedzieć, na ile jej starczy dobrego humoru. To były problemy rodzinne, powinny w niej zostać.
- Nie mam czego?
- Znam Cię nie od dziś i wiem, kiedy coś się dzieje. - chciałem zaprotestować - Nie próbuj wyjeżdżać mi tu z problemami rodziny bo raz - pokazał palec - już za bardzo wciągnąłem się w jej sprawę. A dwa - pokazał drugi palec - przypominam ci, że kiedyś nazwałeś mnie swoim bratem, więc problemy rodzinne mnie dotyczą. Więc teraz wsiądziesz ze mną do samochodu i jedziemy pogadać.
Westchnąłem i ruszyłem za nim do samochodu. Nawet nie próbowałem protestować, nie było sensu. Carles miał rację. I po raz kolejny udowadniał, że jest moim najlepszym przyjacielem.

***

Opowiedziałem mu wszystko. Nie pominąłem moich wątpliwości co do zachowania Leny. W sumie to im poświęciłem większość naszej rozmowy. Potrzebowałem spojrzenia osoby trzeciej na tę sytuację. Nuria uważała tak jak ja, ale ona była subiektywna. Powiedziałaby wszystko, byle tylko podnieść mnie na duchu. Chciałem usłyszeć od kogoś innego, że mam szansę się z nią pogodzić. A wiedziałem, że Carles powie mi to, co myśli, a nie to, co powinienem usłyszeć.
- Ona już przegrała.
- Co masz na myśli?
- Wybaczyła Ci i chce to naprawić.
- Nie rozumiem.
- Skoro już zastanawia się, jak ma się zachowywać, to znaczy, że masz szansę się z nią dogadać. Przewiduję, że odzyskasz ją niedługo.
- Obyś miał rację.
- Ale żeby to się udało, musisz trochę pomóc.
- Czyli według Ciebie co mam zrobić?
- Wyciągnąć do niej rękę.
- Bo w ogóle tego nie robiłem - oburzyłem się.
- Ale musisz starać się bardziej. Myślę, że to, co wymyśliła Nuria pomoże. Ale pomoże zaprzyjaźnić się Nurii z Leną, ty nadal będziesz tym złym. Musisz wymyślić coś, co sprawi, że Lena pozna prawdziwego Ciebie.
- Czyli co?
- Pokaż jej to, co kochasz.
- Wezmę ją jutro na trening - powiedziałem po chwili.
- No i świetnie.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym zacząłem się zbierać.
- Jadę z Tobą.
- Nie.
- Ale ja chcę poznać Lenę.
- Nie wracam teraz do domu, jadę do taty.
- W takim razie do zobaczenia jutro. Powiedz tacie, że wpadnę do niego niedługo.

***

Miałem wyrzuty sumienia. Przez ostatni tydzień miałem mało czasu, by odwiedzić ojca. Bałem się, że stracę go niedługo i będę sobie wmawiał, że zmarnowałem czas, jaki nam pozostał. Kiedy wszedłem do sali, ojciec spał. Nie chciałem go budzić, więc usiadłem obok łóżka i wykorzystałem czas na przemyślenie tego, co mu powiem. Postanowiłem nie przekazywać mu żadnych złych rzeczy dotyczących Leny. Miał już wystarczająco zmartwień, nie potrzebował jeszcze słuchać o moich problemach z siostrą.
- Nad czym tak myślisz?
- O tato, obudziłeś się już! - uściskałem go - Przepraszam Cię, że nie było mnie tu ostatnio, ale złożyłem wniosek o adopcję.
- I jak? - ojciec wyraźnie się zainteresował.
- Wczoraj przywiozłem Lenę do Barcelony.
Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Momentalnie wyglądał jakby choroba go opuściła. Jednak po chwili jego uśmiech przygasł.
- Czemu jej tu z Tobą nie ma? Boi się zobaczyć chorego ojca?
- Nie, nie, oczywiście, że nie, tato - zaprotestowałem - Ona po prostu nie czuje się jeszcze tu idealnie, musi się zaaklimatyzować, wtedy na pewno przyjdzie.
Ojciec uśmiechnął się do mnie. Zaczął wypytywać jaka ona jest. Po dwóch godzinach zacząłem się zbierać do siebie. Wracałem z założeniem, że muszę przekonać Lenę do spotkania z ojcem. Nie wiem jak, ale będę musiał, bo jej nieobecność złamie mu serce...





~~~~

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Przepraszam was bardzo za moją długą nieobecność, ale spowodowana ona była moim wyjazdem do Francji i brakiem czasu.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Ja nie jestem z niego jakoś bardzo zadowolona, czuję, że przez tę przerwę gorzej mi się pisało. Ale ocenę zostawiam wam :)
Rozdział zadedykowany Michałowi <3 , bez którego ten rozdział pojawiłby się o wiele później.