sobota, 21 września 2013

Rozdział 2 - Czego teraz oczekujesz ?


Dziewczyna weszła do pokoju i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Przepraszam bardzo, ale co pan tutaj robi ?
- Ja ... eee ... ja ... - na jej widok zabrakło mi słów.
To była moja siostra. Dopiero w chwili, gdy ją ujrzałem, dotarło do mnie, że ta dziewczyna naprawdę należy do mojej rodziny.
- Proszę opuścić mój pokój. To jedyne prywatne miejsce w tym całym domu wariatów, jakie mam, także byłabym bardzo wdzięczna. A jeśli jest pan kolejnym cholernym psychologiem albo sama nie wiem kim przysłanym tu przez Suarez, to proszę jej przekazać, że nie będę się nikomu zwierzać - pokazała mi ręką drzwi - spierdalaj.
To było słynne zachowanie Leny, o którym opowiadała mi dyrektorka. Nie mogłem tak po prostu teraz wyjść. To mogła być nasza jedyna szansa na spotkanie. Wziąłem głęboki oddech.
- Jestem Xavi Hernandez. 
- Jej . Super . Wyjdź . - każde słowo wyartykuowała wolno i wyraźnie patrząc na mnie z wściekłością.
- Źle zaczęliśmy naszą znajomość.
- Pomyłka, my jej w ogóle nie zaczęliśmy i nic nie zapowiada się na to, byśmy mieli zacząć.
- Leno posłuchasz mnie przez chwilę ?
- A dasz mi potem spokój i wyjdziesz ?
- Jeśli będziesz tego chciała, to tak zrobię.
- Świetnie - usiadła na parapecie okna i popatrzyła na mnie - masz 5 minut.
- Jestem Xavi Hernandez. Gram w FC Barcelonie od dziecka. Mam 33 lata, niedawno się ożeniłem.
- Jeśli masz zamiar streścić mi teraz całą swoja biografię, to wyjdź od razu, bo nie mam ochoty tego słuchać.
- Nie zastanawia cię dlaczego tu jestem ?
- Szczerze ? Mam to w dupie.
- Jestem twoim bratem.
- Serio ? Fascynujące. Z każdą chwilą mi co raz bardziej mi ciebie żal. Wy wszyscy w tej Barcelonie jesteście tacy walnięci czy tylko u ciebie to się objawia ?
- Ale ja mówię prawdę Leno. Mamy wspólnego ojca. Dowiedziałem się o tobie dwa dni temu.
Pokazałem jej wszystkie dokumenty i czekałem na jej reakcję. Patrzyła przez chwilę w okno, po czym odezwała się :
- Czego teraz oczekujesz ? Że rzucę ci się w ramiona ? Że nagle będziemy szczęśliwą rodziną ? Nie. Nie będziemy. Nie potrzebuje cię. Zawsze radziłam sobie sama i dalej tak będzie.
Znowu pokazała mi drzwi. Wyjęła z torebki papierosa i zapaliła. Nie ruszyłem się z miejsca. Wiedziałem, że nasze spotkanie nie będzie przypominało tych, płaczą ze szczęścia i stają się cudowna rodziną. Ale nie spodziewałem się, że Lena okaże mi aż taką nienawiść. Mimo tego, że nie chciała ze mna rozmawiać, nie miałem zamiaru się poddać. Nauczono mnie walczyć do końca.
- Rozumiem cię. Dla mnie to też jest dziwna sytuacja. Dowiedziałem się, że istniejesz dwa dni temu. Od tego czasu chciałem cię poznać.
- Marzenie spełnione.
- Nie, wcale nie. Chcę cię poznać.  Jestem twoim bratem. Nie chciałaś nigdy poznać swojej rodziny ? Nie myślałaś choć raz, czy gdzieś tam na świecie jest ktoś, z kim jesteś spokrewniona ?
Zgasiła papierosa i wyrzuciła go przez okno. Spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem łzy. Instynktownie podszedłem do niej i mocno objąłem. Pozwoliłem, by wypłakała się na moim ramieniu. Była moją malutką siostrzyczką.
- Myślałam o tym codziennie, odkąd zrozumiałam. gdzie jestem - wyszeptała - Ale zrozumiałam, że nikt mnie nie chce już dawno temu.
- To nie tak - otarłem jej łzy kciukiem - Jestem twoim bratem i zawsze będę cię chciał.
- Obiecujesz ?
- Oczywiście. Żałuję tylko tego, że tak późno cię poznałem. Ale nadrobimy to.
Byłem szczęśliwy. Udało mi się do niej dotrzeć. Czułem, że między nami nawiązała się nić porozumienia.
- Przepraszam cię za to, że byłam taka okropna.
- Nic się nie stało. Rozumiem, że wiele przeszłaś. Nie oceniam cię, bo wiem, że jestes dobrym człowiekiem.
- Jeśli tak mówisz, to nie wiesz, co robiłam kiedyś.
- Wiem wszystko.
- No tak, Suarez musiała ci wszystko opowiedzieć - uśmiechnęła się gorzko.
- Nie oceniam cię Leno. Wiem, że wiele przeszłaś. Jestem z ciebie dumny.
- Dumny ?
- Ta. Wyrosłaś na cudowną kobietę, mimo tylu nieprzeciwności. Na kobietę silną i niezależną.
- Jeszcze nikt nigdy mi tak nie mówił.
- Brat prawdę ci powie.
Zaśmiała się.
- Naprawdę grasz w Barcelonie ?
- Tak, od dziecka. Kocham ten klub.. Kocham piłkę. Jestem szczęśliwy, bo codziennie robię to, co sprawia mi przyjemność.
- Wiesz, chyba raz widziałam, jak grasz. Nie interesuję się piłką, przepraszam. Ale nawet ktoś tak nieznający się jak ja, zauważył, że jesteś dobry. Obiecuję, że teraz to się zmieni.
- Nie musisz.
- Ale chcę. Chcę zobaczyć, jak wygrywasz i poczuć tę dumę, że to mój brat stoi tam na boisku.
Uśmiechnąłem się. Poczułem, że nie chcę się z nią rozstawać. Chciałbym mieć ją przy swoim boku.
- Musisz być tutaj, w Almerii ?
- Tak. Jeszcze przez trzy lata. Ale nie żałuję. Mam jeszcze dużo czasu, by zdecydować, co zrobię ze swoim życiem. Bo teraz jeszcze nie wiem.
- Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć.
- Dziękuję. Kurde, ale się dziwnie czuję.  
- Wiem coś o tym.
- Ale to dobre uczucie.
- Już nie będziesz sama. Wiesz, że zawsze chciałem mieć siostrę ?  
- Ej, koniec tych sentymentów, bo się popłaczę. Znowu - Lena uśmiechnęła się do mnie - Więc mówiłeś, że się ożeniłeś ?
- Tak. Nuria to cudowna kobieta. Próbuje sprawić, bym cieszył się życie,. Razem z Puyolem próbują wyciągać mnie z domu.
- Chyba widziałam go w holu. Biedny, dzieciaki go zamęczą. To twój najlepszy przyjaciel ?
- Tak, od dawna. Bardzo mi pomógł, kiedy umarła mi matka.
- Moja też nie żyje. Tyle nas łączy. Tylko że ty nie stoczyłeś się tak, jak ja.
- Pewnie by się tak stało, gdyby nie Carles. Teraz też bardzo mi pomaga.
- Teraz ?
- Ojciec jest umierający. Ma raka. Jego dni są policzone. Tak bardzo chciałby cię zobaczyć.
Twarz Leny momentalnie stężała.
- A więc to tak . Umiera, to sobie przypomniał, że ma córkę. Czyżby poczuł wyrzuty sumienia, że przez całe życie ją olewał ? To po to tu przyjechałeś ? By przekonać mnie do spotkania z nim ? Nie ! Nie jestem zabawką, którą można odstawić, a potem nagle sobie o niej przypomnieć ! Wynoś się !
Tym razem nie protestowałem, kiedy mnie wyrzuciła. W jej oczach znowu były łzy. Źle to wszystko rozegrałem. Więź, która się miedzy nami wytworzyła, zniknęła. Zrezygnowany ruszyłem do wyjścia. Zgarnąłem po drodze Puyola i wróciliśmy do Barcelony.

***

Minęły już trzy dni, a ja nadal nie mogłem zapomnieć o mojej siostrze. Rozstaliśmy się w gniewie i to wszystko była moja wina. Ona myślała już, że znalazła rodzinę, a ja jednym głupim zdaniem wszystko zniszczyłem. Zabrzmiało to, jakbym odnalazł ją tylko po to, by spełnić obowiązek, by zaspokoić pragnienie ojca. Zabrzmiało, jakbym traktował ją przedmiotowo. Nie miało tak być. W jednej chwili straciłem wszystko, co udało nam się wytworzyć tamtego popołudnia. Całe jej zaufanie, całą miłość. Cierpiałem, bo ja ją pokochałem. Odkryłem w sobie potrzebę chronienia jej, troski o moją małą Lenę. Chciałem, by była częścią mojego życia. Musiałem to jakoś naprawić, ale na razie nie wiedziałem jak.
Ponadto czułem ogromny strach. Strach przed spotkaniem z ojcem i wyznaniem mu prawdy. Prawdy, że zawiodłem. On umiera, a ja nie potrafię spełnić jego ostatniego marzenia. Bałem się tego, jak może zareagować. Że ta wiadomość w jakiś sposób przyśpieszy postęp choroby. Czułem się taki  żałosny.
Przez to wszystko nie mogłem się skupić na treningach. Ciągle myślałem nad tym, jak to wszystko rozwiązać. Dzisiaj był mecz. A ja nie mogłem znaleźć w sobie motywacji do walki. Po raz pierwszy w życiu nie czułem radości z gry. Po śmierci matki to gra i Carles mi pomogli. A teraz najważniejsza rzecz w moim życiu straciła dla mnie sens.
- Uśmiechnij się !
Carles i Nuria patrzyli na mnie z troską. Byliśmy w trakcie jedzenia obiadu. Carles jak zwykle siedział u nas. Najlepiej by było gdyby się do nas przeprowadził, oszczędność czasu i pieniędzy. Wtedy mnie olśniło.
- Musimy zaadoptować Lenę !
- Co ? - Nuria popatrzyła na mnie zaskoczona.
- Jest moją siostra, nie może mieszkać w domu dziecka. Jej miejsce jest u nas, w rodzinie. Że też wcześniej na to nie wpadłem. Ona tam cierpi ! Nie mówiła o tym, ale tak jest. Żyje w ubóstwie wśród innych dzieci. Tak nie może być ! Carles, mam rację przecież.
- No tak. Tam było strasznie. Nie wyobrażam sobie spędzenia tam chociażby jednego dnia.
- Ale kochanie jesteś świadomy wszystkich konsekwencji ?
- Tak ! To jest moja siostra. Jej miejsce jest w mojej rodzinie, wśród nas. Zgadasz się ? - zwróciłem się z nadzieją do mojej żony.
- Tak ... nie ... tak ! Widzę, że ona jest dla ciebie ważna. Masz rację. Jesteśmy rodziną. Tylko Xavi, czy my jesteśmy gotowi ?
-Ona jest już dorosła. Damy radę. Chyba.
- Nie chyba, tylko na pewno ! Będzie to dla was idealny test na rodzicielstwo - zapewnił nas Puyol -  Dacię radę. A przy okazji dziewczyna nie będzie musiała spędzać najlepszych lat swojego życia w domu dziecka.
- Czyli postanowione. Lena zamieszka z nami.
Na mojej twarzy na nowo pojawił się uśmiech. Odzyskałem nadzieję na pogodzenie się z siostrą. Razem z Nurią damy jej dom i rodzinę, za którymi Lena tak bardzo tęskniła. Damy jej szansę na nowe, lepsze życie. A ja będę miał moją malutką siostrzyczkę obok siebie.
- Tylko czy nam sie uda ?
- Co ? - nie bardzo wiedziałem, o co Nurii chodzi.
- Adopcja.
- Musi się udać - powiedziałem z przekonaniem. Jestem Xavier Hernandez.
- Stary, to może nie wystarczyć.
- Jak zwykle pesymista. Trochę wiary Carlesie.
- Ja pesymistą ? Chyba mylisz mnie ze sobą - oburzył się - Ja stwierdziłem tylko ważny fakt.
- Wtedy poruszę niebo i ziemię, by ona znalazła się u nas.
Byłem pewny, że nam się uda. A kiedy Lena znajdzie się u nas, to wszystko się ułoży.
- Hmm Xavi - moje rozmyślania przerwał Puyol, kiedy Nuria wyszła do kuchni z naczyniami - nie chcę niszczyć twojej radości, ale chyba zapomniałeś, że Lena nie chce cię widzieć.
Uśmiech momentalnie zniknął. Jak mogłem o tym zapomnieć ?
- Muszę to jakoś naprawić.
- Ale jak ? Przecież wyrzuciła cię z pokoju. Myśli, że spotkałeś się z nią tylko po to, by ojciec poczuł się spełniony.
- Nie przypominaj mi. Lena mówiła, że chce obejrzeć mój mecz, by móc poczuć dumę, że jesteśmy rodziną.
- Musisz to jakoś wykorzystać.
- Ale to było zanim dowiedziała się o ojcu.
- Trudno. Trzeba spróbować. To chyba najłatwiejszy sposób, by do niej dotrzeć.
- Tylko jak ?
- Nie pytaj się głupio, tylko myśl.
Siedzieliśmy w ciszy przy stole. Nuria dołączyła do nas i również próbowała coś wymyślić.
- Mam ! - nagle wykrzyknął Carles - Jeny, to takie łatwe !
- Co ? Co wymyśliłeś ?
- Musisz dzisiaj strzelić gola !
- Co ? - spojrzeliśmy z Nurią na niego jak na idiotę.
- Przynieś mi marker i białą koszulkę - zwrócił się do mojej żony.
Kiedy dostał to, o co prosił, zaczął coś pisać na koszulce. Po skończeniu podał mi ją z uśmiechem.
- Strzel gola, a potem to już wiesz, co robić - uśmiechnął się do mnie.
Spojrzałem na bluzkę. Carles napisał na niej : " Lena daj mi szansę " . Tak, wiedziałem już, co muszę zrobić podczas meczu.
- A co jak nie trafię ?
- I to mnie nazywasz pesymistą. Jak nie strzelisz, to zaczniemy się martwić.

***

Dzięki tej rozmowie na nowo odnalazłem w sobie radość z gry. Miałem cel   i dążyłem do niego z całego
serca. Nagrodą było pogodzenie się z siostrą. Musiałem dać z siebie wszystko. Cały mecz starałem się, by mi się udało. Ale na nic. Zbliżał się koniec regulaminowego czasu, a wynik nadal wynosił 0:0. Ale nie traciłem nadziei. Sędzia doliczył 4 minuty. Mam czas. Uda się nam. Nagle Pique odebrał piłkę napastnikowi przeciwników. Długim podaniem do przodu kopnął ją do Messiego. Byłem na lepszej pozycji do strzału. Leo też to widział. To była nasza szansa na zwycięstwo i moja na odzyskanie siostry. Katem oka dostrzegłem piłkę lecącą w moją stronę. Chwilę później futbolówka wpadła do bramki. A ja z rykiem radości zdarłem z siebie koszulkę i podbiegłem do kamery pokazując, co mam pod spodem. Wygraliśmy. A ja miałem nadzieję, że Lena oglądała ten mecz i mi wybaczy....





~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ 
Efekt piątkowego pisania na angielskim, historii i polski właśnie do was trafił :)
Mam nadzieję, że się podobało.
Rozdział zadedykowany jednej z najlepszych autorek blogów - Izie. Tak bardzo mi żal, że już kończy swojego bloga, bo był jednym z dwóch najlepszych, jakie czytałam.

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 1 - Ty potrzebujesz jej.

- Tak po prostu mnie okłamał. Rozumiesz ?
- Rozumiem. No dobra, nie rozumiem. - Carles popatrzył  na mnie tępo - To ty masz siostrę ?
- Tak ! - westchnąłem sfrustrowany - Mój ojciec po śmierci matki znalazł sobie jakąś kobietę i ma z nią córkę.
- No to gdzie ona jest teraz ?
- Za cholerę nie wiem. Ojciec po jej narodzinach przestraszył się odpowiedzialności i się jej po prostu wyrzekł. Teraz sobie przypomniał, że przecież jest ojcem i oczekuje ode mnie, że ją znajdę i do niego przyprowadzę.
- Odnalazłeś już ją ?
- Jeszcze nie. Razem z Nurią szukaliśmy wczoraj tej kobiety przez cały wieczór. I w końcu nam się udało.
-I co ? Czemu jeszcze do niej nie pojechałeś ?
- Bo ta kobieta nie żyje. A żeby było ciekawiej - nie ma żadnej innej rodziny.
- Pierdolisz ! Przecież to oznacza, że twoja siostra ...
- Tak, moja siostra jest gdzieś w domu dziecka. W Hiszpanii albo gdziekolwiek indziej. Albo jest w jakiejś rodzinie zastępczej. Bądź osiągnęła już pełnoletność. Znalezienie jej graniczy z cudem.
- Ale musimy ją znaleźć.
- Wcale nie musimy. Zawsze mogę powiedzieć ojcu, że jej nie odnalazłem, że się nie udało.
- I okłamiesz umierającego ojca ?
- On okłamywał mnie przez osiemnaście lat.
- Stary słuchaj - odezwał się mój przyjaciel - ja rozumiem, że jesteś zły na ojca. Nie próbuj mi przerywać. Całkowicie cie rozumiem, pewnie też byłbym wściekły. Ale możesz to załatwić inaczej. Nie rozmawiając z nim, nie odwiedzając go. Ale nie możesz zabronić mu kontaktu z córką. Xavi, to jest twoja siostra.  Twoja rodzina. Sama gdzieś na świecie ! Sama ! Potrzebuje rodziny. Potrzebuje ciebie.
- Skąd wiesz, że nie ma rodziny ?
- Mam takie przeczucie. A co najważniejsze - ty potrzebujesz jej
- Wcale nie - oburzyłem się. 
- Ja wiem, masz Nurię. Ale to nie o to chodzi. Straciłeś matkę i niedługo pozostaniesz również bez ojca. Ta dziewczyna przeżywa to samo. A nawet ma jeszcze gorzej. Nie zna ojca, matka umarła, żyła w domu dziecka. Ona potrzebuje rodziny. By pomogła ci się pogodzić ze stratą. Byś miał jakiś cel w życiu.
- Mam cel w życiu. Żonę i piłkę. 
- Ale zawsze ci czegoś brakowało. Znam cię i pamiętam, że od dawna chciałeś mieć kogoś do opieki i kochania. Nie macie jeszcze dziecka, ale zawsze możesz pomóc tej dziewczynie. Dać jej z Nurią dom, kochającą rodzinę i miejsce, gdzie będzie mogła liczyć na pomoc.
Puyol miał rację. Kierowała mną nienawiść do ojca. Ta dziewczyna była niczemu winna. A ja tak po prostu ją skreśliłem. Musiałem dać jej szansę. Mimo że powodowało to wielkie zmiany w moim życiu. Zmiany, których nie chciałem. Ale była moją rodziną. A rodziny się  nie odrzuca.
- Pomożesz mi ją odnaleźć ?
- Oczywiście.
Carles wstał i poszedł po laptopa. Resztę dnia spędziliśmy na poszukiwaniach. Nawet nie wiem, jak wiele telefonów wykonaliśmy, jak wiele stron przejrzeliśmy. Z każdą kolejną minutą nadzieja mnie opuszczała. Znalezienie mojej siostry było niewykonalne. Poczułem smutek na myśl o tym, że rozczaruję ojca, ale też w jakiś sposób i ją. Zawiodłem. Mimo moich wątpliwości Carles nadal wierzył, że nam się uda. Kiedy nam się nie powodziło w zanadrzu miał kolejny genialny pomysł, który " na pewno się powiedzie". Chciał odnaleźć tę dziewczynę tak bardzo, jak ja, a może nawet jeszcze bardziej. Miał jakieś dziwne wyobrażenie tego, co się ze mną stanie, kiedy ona zawita do mojego życia. Około 20 zadzwoniła Nuria. Martwiła się o mnie, bo nie dawałem znaku życia odkąd wyszedłem na trening. Kiedy tylko skończyłem rozmawiać Puyol wyrwał mi telefon z ręki. 
- Nie uważasz, że już za późno na telefony ?
- Tym razem musi się udać - powiedział i z przekonaniem wykręcił numer - Dobry wieczór, czy dodzwoniłem się do domu dziecka w Almerii ? Tak ? To świetnie. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze. Nazywam się Carles Puyol i mam pewne pytanie. Czy mieszka u was córka Olayi Velazquez ? Powinna mieć teraz około osiemnastu lat.
Słyszałem to chyba już ze sto razy dzisiaj. Nie wierzyłem, że mu się uda. Po chwili ciszy Carles wykrzyknął :
- Naprawdę ? To cudownie ! Czy znalazłaby pani czas, żeby się spotkać jutro ze mną i moim przyjacielem ? Powiedzmy o 15 ... Dziękuję bardzo. Dobranoc.
Carles odłożył słuchawkę, wykonał dziki taniec radości, przytulił mnie i wykrzyknał :
- Stary znalazłem ją ! Jest w Almerii !
- Jaja sobie teraz ze mnie robisz.
- Nie, dyrektorka tamtejszego domu dziecka powiedziała, że mieszka z nimi córka Olayi Velazquez. Spotka się z nami jutro o 15.
- O tej godzinie to my trening kończymy.
- To jeden dzień nas nie będzie. Zarezerwuję nam bilety. Nuria też jedzie ?
-  Nie, musi być w pracy.
- Okej, w takim razie dwa bilety. Samolot mamy o 12.
- Okej, powiedz mi jeszcze jak ona ma na imię ?
Carles zrobił głupią minę i palnął się ręką w czoło.
- O boże, zapomniałem się zapytać.
- To co z ciebie za detektyw.
- Najlepszy jakiego masz - pokazał mi język.
Podziękowałem mu za pomoc i wróciłem do domu. W drodze zadzwoniłem do trenera, by powiedzieć mu o naszej nieobecności. Był zły, ale zrozumiał, kiedy usłyszał, że to sprawa rodzinna. W domu Nuria ucieszyła się na wieść, że znaleźliśmy moją siostrę. Próbowała dodać mi odwagi, bo w głębi duszy bałem się spotkania z nią. 

***

- Gotowy ? - zapytał Carles, kiedy wysiedliśmy z taksówki przed domem dziecka w Almerii.
- Nie - stanąłem w miejscu.
- Trudno, teraz nie ma już odwrotu - pociągnął mnie w stronę budynku - Boże, on jest okropny.
Miał rację. Budynek domu dziecka przypominał więzienie. Szary, ogromny prostokąt niczym niezachęcający do wejścia. Mimowolnie poczułem ukłucie w sercu na myśl, że moja siostra musiała się tu wychowywać. W środku było jeszcze gorzej. Nagie ściany, biedne umeblowanie, brzydki zapach. W holu przywitała nas surowo wyglądająca kobieta.
- Dzień dobry, Xavier Hernandez i Carles Puyol - przedstawiłem nas.
Czułem, że powinienem przejąć dowodzenie nad naszą małą wycieczką. 
- Dzień dobry. Anna Suarez, dyrektor tej placówki, Zapraszam panów do gabinetu.
- Ja tutaj poczekam, to Xavier chciał z panią porozmawiać.
- Dobrze, proszę za mną.
Puyol posłał mi pokrzepiający uśmiech, a ja ruszyłem za panią dyrektor. Im bardziej zagłębiałem się w ten budynek, tym gorszy mi się wydawał. Jaki przeżyłem szok, kiedy po wejściu do gabinetu pani Suarez ujrzałem jasno pomalowane ściany i gustowne meble. Jakiż kontrast w porównaniu z resztą. Poczułem wściekłość.
- Proszę usiąść - kobieta wskazała mi ręką twarde krzesło - Napije się pan czegoś ?
- Nie, dziękuję.
- Podczas wczorajszej rozmowy pański przyjaciel zainteresował się jedną z naszych mieszkanek. Mogę wiedzieć dlaczego ?
- Córka Olayi Velazquez jest moją siostrą.
- Ma pan na to jakieś dowody ?
- Jedynie dokument mojego ojca, który potwierdza, że jest on ojcem dziecka tej kobiety. Nie ma na nim nic więcej. Bardzo długo szukaliśmy tej dziewczyny, gdyż jej matka nie żyje i nie mieliśmy kogo zapytać. To musiał być szok dla tej dziewczyny, kiedy musiała tu trafić po jej śmierci.
- Mogę zobaczyć ten dokument ?
Podałem go jej. Kobieta obejrzała go z dwóch stron bardzo dokładnie, następnie wstała i zdjęła z półki grubą teczkę. Wyjęła z niej zdjęcie i położyła je przede mną.
- To jest Lena Hernandez. Urodzona 15 czerwca 1995 roku, tu w Almerii. Trafiła do nas 22 czerwca tego samego roku i jest tutaj do dziś. Z małymi przerwami.
Wziąłem do ręki zdjęcie. Dziewczyna była śliczna. Widziałem wyraźne podobieństwo do mojego ojca. Tak, odnalazłem siostrę.
- Jak to trafiła tutaj tydzień po narodzinach ?
- Jej matka oddała ją tutaj. Powiedziała tylko jedno, że dziewczynka ma na imię Lena Hernandez.
- Czyli moja siostra nigdy nie poznała swojej matki ?
- Niestety nie.
Boże, to było straszne. Tak bardzo było mi jej żal.
- Dlaczego powiedziała pani, że Lena przebywa tutaj z małymi przerwami ? I dlaczego przebywa tu jeszcze, skoro jest pełnoletnia ?
- Obie sprawy są ze sobą powiązane. Musi pan zrozumieć jedno : Lena to trudno dziecko, od zawsze sprawiała kłopoty. Kiedyś kilka razy ktoś próbował ją adoptować, ale ona nie pozwalała. Miała tak wielkie napady szału, że rodziny rezygnowały.
- Dlaczego tak robiła ?
- Psycholog stwierdził u niej niechęć do zmiany otoczenia. Liczyła, że jeśli pozostanie w Almerii, to jej biologiczni rodzice ją odnajdą.
- To straszne.
- Tak, to prawda. Niestety wiele jest takich dzieci. Ale wracając do Leny. Potem urosła i była już za stara, by ktoś chciał ją zaadoptować. I to wtedy zaczęły się prawdziwe kłopoty - westchnęła.
- Co pani ma na myśli ?
- Lena w  końcu zrozumiała, że jej biologiczni rodzice się nie pojawią. Stało się to na nasze nieszczęście w okresie dojrzewania. Zaczęły się ciągłe kradzieże, ucieczki, bójki, alkohol, papierosy. Nie tykała tylko narkotyków,  bo uważała, że tak zginęła jej matka., a ona nie chciała skończyć tak samo. Dowiedziała się o śmierci matki. kiedy włamała się do mojego gabinetu. Nigdy nie poznała prawdziwej przyczyny jej śmierci, którą był...
- Wypadek samochodowy - przerwałem jej.
- Dokładnie. Tamtymi czasy policja odwiedzała nas prawie codziennie z jej powodu. W końcu sąd nie wytrzymał. Jako karę przedłużył jej pobyt tutaj do 21 roku życia i zesłał na dwa lata do poprawczaka. Wróciła pół roku temu. Jest inna, w końcu grzeczna, ale w jej oczach nadal tli się diabeł z tamtych czasów. A z papierosów nie zrezygnowała do dzisiaj.
- Miała bardzo ciężkie życie.
- Ale to nie tłumaczy jej zachowania.
- Wiem, po prostu próbuję ją zrozumieć.Czy mógłbym się z nią spotkać ?
- Oczywiście. Lena skończyła lekcje półgodziny temu, więc lada chwila powinna tu wrócić. Zaprowadzę pana do jej pokoju.
Idąc do pokoju Leny w holu minęliśmy Carlesa otoczonego tłumkiem młodych fanów. Uniósł w górę wyciągnięty kciuk i uśmiechnął się pokrzepiająco na mój widok. Dyrektorka otworzyła drzwi do jednego z pokoi i zostawiła mnie samego. Zaskoczony rozejrzałem się w koło. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie białych ścian, bladoróżowych mebli i wielkiego porządku. Chyba wyobrażałem sobie, że skoro była taka, jaka była, to pokój będzie czarny, ciemny i zagracony. Moja siostra potrafi zaskakiwać. Usiadłem na brzegu łóżka i czekałem. Po chwili drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich drobna postać...



~~~~
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

No, to pierwszy rozdział mam za sobą. Efekt weny poniedziałkowej na wosie i potem podczas nauki ody.
Mam nadzieję, że się podobało :) 

poniedziałek, 2 września 2013

Prolog i ogłoszenia duszpasterskie.

Witam was na moim drugim blogu :) Zacznę od ogłoszeń, bo z doświadczenia wiem, że to, co jest pod rozdziałem, mało kto czyta :)  Mam wam do przekazania kilka informacji :

  1. Proszę każdego, KAŻDEGO, o komentowanie przeczytanego rozdziału.  Nie wyobrażacie sobie, jak nawet zwykłe " :) " sprawia, że mam jeszcze większą motywację do pracy. 
  2. Znowu proszę każdego, KAŻDEGO, kto ma zamiar czytać tego bloga i chce być informowanym o nowych rozdziałach o pozostawienie : swojego imienia ( osoby, które informuję przez fejsa ), linka do aska ( osoby, które informuje przez aska, WSZYSTKIE !!! ) lub linka do bloga TUTAJ . Będzie to naprawdę pomocne :)
  3. Informacje o nowych rozdziałach u siebie zostawiajcie  TUTAJ .
To by było na tyle, tak mi się wydaje. Życzę wam miłego czytania i dziękuję, że jesteście ze mną :)


Ostatnio każdą wolną chwilę spędzałem w szpitalu. Z ojcem było coraz gorzej. Miał raka płuc i robiły się przerzuty. Fakt, że zostało mu coraz mniej czasu, był już powszechnie znany. Przestał być tematem tabu. Nie mogłem się z tym pogodzić, nie chciałem zostać sam na świecie. Bo poza nim nie miałem już nikogo. Mama odeszła, kiedy miałem czternaście lat. Od tego czasu staliśmy się z ojcem najlepszymi przyjaciółmi. Rodzeństwa też nie miałem. Miałem zostać sam. Byłem jednym z najpopularniejszych piłkarzy na świecie, otaczały mnie tłumy ludzi, ale tak naprawdę byłem prawie całkiem sam. Byłem blisko tylko z ojcem,  żoną, Carlesem i kolegami z klubu. Byłem otoczony grubym murem, przez którego tylko nielicznym udało się przebić. Byłem taki odkąd umarła mama. Bałem się, że jeśli wydarzy się to, czego się spodziewałem i mój ojciec odejdzie, zamknę się jeszcze bardziej w sobie. Wiedziałem, jaki jestem, ale nie potrafiłem tego zmienić. Tylko na boisku i z Nurią byłem taki, jakim byłem w marzeniach.
- Xavier - ojciec przebudził się na chwilę - przed śmiercią mam jedno marzenie.
- Tato, proszę, nie mów tak.
- Chyba już dawno wyjaśniliśmy sobie, że ja naprawdę umieram.
- Ale lekarz mówił, że zostało Ci jeszcze dużo czasu, nie możesz się poddawać.
- Nie poddaję się przecież. Chciałbym tylko zrobić jeszcze jedną rzecz w życiu.
- Jaką tato ?
- Chciałbym poznać moją córkę i powiedzieć jej, jak bardzo żałuję, że się jej wyrzekłem ...





~~~~
No to prolog mam już za sobą :)  Taki krótki, bo nie było sensu, żeby był dłuższy... mam nadzieję, że się podoba.
Zgodnie z zasadą, jak prosiłam, CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)
Mam zaplanowane 10 rozdziałów tego bloga i epilog :)
Będę dodawać, myślę że raz na tydzień, w weekendy.
Rozdział 1 dodam kiedy zakończę mojego pierwszego bloga.